Życie, życie jest nowelą...- chyba większość z nas zna tytułową piosenkę polskiego tasiemca filmowego Klan. Kto z nas zaprzeczy, że życie rzeczywiście jest swoistą nowelą, która zaczyna się w chwili naszych narodzin, a kończy w chwili wydania ostatniego oddechu. Większość z nas zna słynną sentencję Horacego - Carpe diem - która jednoznacznie określa naszą pozycję w jednostce czasu. Biblia też to pokazuje w jasnym świetle: Nie troszczcie się zatem o jutro, bo jutro samo o siebie będzie się troszczyć. Dosyć ma dzień każdy swojej biedy (Mat. 6:34). Tak naprawdę, to nikt z nas nie wie, co przyniesie kolejna chwila, dzień, tydzień, miesiąc czy rok. Czy tego chcemy czy nie, do nas należy wyłącznie chwila tu i teraz. I właśnie ta wymarzona czy zaplanowana przyszłość niejednokrotnie potrafi nas zaskoczyć, czy to pozytywnie, czy to negatywnie. Myślę, że każdy z nas przekonał się o tym na własnej skórze, że w życiu jest jak w kalejdoskopie. Czasami sytuacje czy decyzje, od których uciekaliśmy przez dotychczasowe życie, w których w żaden sposób nie wyobrażaliśmy siebie jako aktorów pierwszego planu, stawiają nas w pewnym momencie właśnie w takiej roli. I to najczęściej w najmniej oczekiwanej chwili... Znacie to? Bo ja doświadczyłem tego nie jeden raz. Ot życie. Codzienność, przed którą nie mamy ucieczki. Ale to codzienność sprawia, że gromadzimy sobie nasz kapitał na przyszłość.
To, co zrobimy dziś będzie albo tym, z czego będziemy dumni wspominając minione lata, albo wstydliwym wspomnieniem zmarnowanego czasu, który przeciekł nam przez palce bądź podjętych niewłaściwych decyzji, które odbiły się wyraźnym piętnem na naszej psychice, relacjach rodzinnych czy międzyludzkich. Dokładnie tak jak w banku: albo mamy oszczędności i pewną przyszłość, albo dług, który rozrósł się do niebotycznych rozmiarów i grozi nam egzekucja komornicza. Oto nasze życie, które kształtujemy według naszego wyboru każdego dnia.
Nie jesteśmy niewolnikami czasu, to my odpowiadamy za każdą chwilę naszego życia. Łatwo zrzucać z siebie odpowiedzialność za nasze codzienne decyzje na wszystkich wokoło, na charakter, wychowanie, fazy Księżyca, kosmitów czy przekleństwo pokoleniowe. Nic bardziej mylnego... Każdy z nas zda rachunek z własnego życia, czy tego chce, czy nie. Biblia wyraźnie mówi: „Nie ma stworzenia, które by było przed Nim niewidzialne, przeciwnie, wszystko odkryte i odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek” (Hebr. 4:13). „Człowiek, który grzeszy, umrze. Syn nie poniesie kary za winę ojca ani ojciec nie poniesie kary za winę syna. Sprawiedliwość będzie zaliczona sprawiedliwemu, a bezbożność spadnie na bezbożnego” (Ezech. 18:20). No cóż, każdy z nas ma dług względem Stwórcy... Jak napisano: „Nie ma ani jednego sprawiedliwego, nie masz, kto by rozumiał, nie masz, kto by szukał Boga; wszyscy zboczyli, razem stali się nieużytecznymi, nie masz, kto by czynił dobrze, nie masz ani jednego” (Rzym. 3:10-12). Możemy wierzyć lub nie, ale: „Albowiem my wszyscy musimy stanąć przed sądem Chrystusowym, aby każdy odebrał zapłatę za uczynki swoje, dokonane w ciele, dobre czy złe” (2 Kor. 5:10).
I co teraz? Perspektywa nie do pozazdroszczenia. Czy rzeczywiście musimy żyć w świadomości nieuniknionego sądu i zapłaty za nasze życie? Czy w ogóle nie mamy wpływu na naszą przyszłość? Czy droga, którą zmierzamy, musi być zagadką? Czy musi być nowelą...?
Wyobraźmy sobie wielki plac – targowisko... Tłum, hałas, rozgardiasz, chaos... Kolorowe stragany urzekające ferią barwnych reklam, zwabiających klienta niczym światło świecy ćmy; krzykliwych sprzedawców oferujących wszystko, czego tylko dusza zapragnie... I wyobraźmy sobie nas pośrodku tego placu... I tu zaskoczenie: jesteśmy aktorami pierwszego planu. Stoimy w samym środku tego chaosu, w brudnych łachmanach naszego grzechu, skuci łańcuchem naszych pożądliwości i nałogów razem z innymi, bezradni, przerażeni... Wokół krążą uzbrojeni strażnicy. Jesteśmy niewolnikami... Jak to? O co chodzi? Dlaczego jako niewolnicy? Odpowiedź jest prosta: nie można dwóm panom służyć... Albo jest się niewolnikiem pana tego świata, albo sługą Chrystusa Jezusa. Innej drogi nie ma. Innego wyboru też nie ma. Wróćmy do nas na targowisku – odpowiedź już mamy. Stoimy w tej naszej bezradności, skazani na dobrą albo złą wolę tego, kto nas kupi. Nagle spośród tłumu wyłania się jakaś osoba, nie wyróżniająca się niczym szczególnym – po prostu zwyczajny człowiek. Zbliża się do nas, patrzy na nas i zwraca się do sprzedawców – chcę kupić wszystkich tych niewolników, bez względu na pochodzenie, wykształcenie, płeć, kolor skóry, wzrost, wiek – wszystkich bez wyjątku. Chcę kupić tych wszystkich zagubionych, przerażonych, brudnych grzeszników. Zapłacę za ich wolność każdą cenę, nawet najwyższą. Zapada niezręczna cisza... Początkowa konsternacja po stronie sprzedawcy przeradza się w szyderstwo. Z drwiącym uśmiechem na ustach pyta, jaka miała by być ta cena. Oddam swoje życie za życie tych wszystkich niewolników... Słowa brzmią niczym niespodziewany grom z jasnego nieba. Szum w tłumie narasta, początkowa cisza zmienia się w coraz to większy hałas. Pojawia się coraz więcej okrzyków w stronę sprzedawcy – dobra zapłata, zgódź się, końcu życie za życie, krew za krew... Będzie niezłe widowisko, rozrywka dla tłumu. W końcu Ci niewolnicy nie są wiele warci... A rozrywki nigdy za dużo... Szyderczy uśmiech na twarzy sprzedającego robi się coraz większy i mówi do nieznajomego – dobrze, przyjmuję Twoja ofertę – Twoje życie za życie tych „śmieci”... Rzuca do strażników – zwiążcie go i zabierzcie. A Wy niewolnicy – jesteście wolni – on wykupił Wasze życie. A Nim zajmiemy się w specjalny sposób – zrobimy piękne widowisko poza miastem – na Golgocie... Chyba nie muszę dopowiadać końca historii... Myślę, że większość zna tą historię w szczegółach.
„Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (Jan. 3:16-17). I to wszystko – nic dodać, nic ująć – wystarczy. Cena naszej wolności została zapłacona raz na zawsze. Zastanawia mnie tylko jedno... Dlaczego w dzisiejszych czasach pojawiają się tacy „kaznodzieje”, dla których odkupieńcze dzieło Jezusa Chrystusa to za mało... Bo są zranienia z dzieciństwa, przekleństwa pokoleniowe i inne sprawy, które ograniczają nas w relacjach z Bogiem, innymi ludźmi. Widocznie ofiara Chrystusa jest niewystarczająca, skoro potrzeba wykwalifikowanej kadry doradców duchowych, specjalistycznych narzędzi psychomanipulacyjnych, mających korzenie w okultystycznych religiach wschodu po to, by przenieść nas na wyższy poziom duchowości i „uwolnienia” od przykrej przeszłości. Zdrowa nauka Biblii nie wystarczy – potrzebujemy suplementów duchowego pokarmu... Wszystko opakowane w kolorowe opakowanie nadnaturalnych przeżyć duchowych, uzdrowień, objawień... Niby wszystko ok, ale...
W TV jest pokazywana reklama, która idealnie pokazuje dzisiejszą rzeczywistość: wędkarz na łódce wyławia złotą rybkę. Ta składa mu propozycję, jak to złota rybka – wypuść mnie, a spełnię Twoje życzenie. [Wędkarz] - Dobrze, mam tylko jedno: chcę nie mieć długów. [Złota rybka] - Załatwione – nie masz długu... Rybka odpływa i w tym momencie pojawia się w łódce mężczyzna, który okazuje się doradcą finansowym. Ten pan stwierdza, że na drugi raz łatwiej zadzwonić, uzgodni się harmonogram spłat długu i wszystko się załatwi... Na pierwszy rzut oka chwytliwa reklama, niby wszystko w porządku... Na pierwszy rzut oka... Ta reklama pokazuje obraz człowieka, który ma konkretny problem – jest niewolnikiem swoich długów i jego największe marzenie, to być wolnym. I pojawia się niespodziewane rozwiązanie – złota rybka. I ta spełnia jego największe marzenie – daje mu wolność - całkowitą, bezwarunkową... A pojawiający się pan co proponuje? On nie daje mu wolności, proponuje mu tylko imitację wolności – znalezienie odpowiednich narzędzi, rozłożenie spłaty długu w czasie, bliżej nieokreślonym... Niby wolność, ale... Rybka załatwia sprawę długu od razu, a pan doradca tak naprawdę nie uwalnia wędkarza od długu.
Chrystus poprzez Swoją śmierć na krzyżu Golgoty rozwiązuje sprawę naszego długu i naszej wolności raz na zawsze – całkowicie i bezwarunkowo... „Na mocy tej woli uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze. Wprawdzie każdy kapłan staje codziennie do wykonywania swej służby, wiele razy te same składając ofiary, które żadną miarą nie mogą zgładzić grzechów. Ten przeciwnie, złożywszy raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, zasiadł po prawicy Boga...(Hebr. 10:10-12). Czy trzeba coś dodawać?
A może potrzebujemy całego zastępu doradców duchowych, którzy pomogą opracować plan naszego zbawienia i całkowitej wolności? Uwolnienia ze zranień duchowych, przekleństw pokoleniowych, demonów drzemiących w nas... Bo Chrystus i Jego ofiara na krzyżu nie wystarczy?
Czy Biblia i krzyż Chrystusa nie wystarczą? Czy złota rybka kłamie...?